Gry na cenzurowanym jak alkohol i inne używki? W jakim celu?

gry-na-dowod-gry-od-18-gry-na-cenzurowanymRzecznik Praw Obywatelskich po raz drugi wystosowała list otwarty do ministra gospodarki, wzywając do przedstawienia konkretnych działań, mających wyeliminować problem dostępu osób niepełnoletnich do gier zawierających brutalne treści. 25 marca w Ministerstwie Gospodarki odbędzie się debata o przemocy w grach wideo, która zapewne ma przybliżyć nas do rozwiązania tego problemu. Tymczasem porozmawiajmy o pomyśle Pani Rzecznik.

Nie mam cienia wątpliwości: gry brutalne, przeznaczone dla dojrzałego gracza, w którym przemoc gra pierwsze skrzypce, nie powinny trafiać do rąk dzieci. Tylko czy wprowadzenie sprzedaży gier na dowód osobisty, czyli droga proponowana przez panią Irenę Lipowicz, aby na pewno jest tą odpowiednią? Nie. Jest to rozwiązanie kuriozalne, krótkowzroczne i mogące przynieść więcej szkód niż korzyści.

Owszem, osoby niedojrzałe psychicznie (nie tylko dzieci) nie powinny sięgać po produkty przeznaczone dla dojrzałych odbiorców. Ta zasada dotyczy każdego produktu dostępnego na rynku, również gier. W przypadku nieletniego to rodzice, jako opiekunowie i osoby najlepiej znające swoje dziecko, powinni potrafić ocenić, czy dany tytuł z pewnością jest odpowiedni dla pociechy. Gry nie są tutaj wyjątkiem. Nie polecamy „Zbrodni i kary” Dostojewskiego czy „Procesu” Kafki ośmiolatkowi, prawda? Podobnie nie możemy liczyć na zainteresowanie naszego szesnastolatka „Szewczykiem Dratewką”. Równie oczywiste jest to, że często to nie ilość lat na karku świadczy o dojrzałości konsumenta.

W przypadku gier, tak jak w przypadku każdego innego medium – książki, filmu, czy telewizji – potrzebna jest proaktywna postawa rodzica. Niezbędne jest zaangażowanie lub chociaż próba zrozumienia zagadnienia. Odżegnując się od tematu budujemy mur między rodziciem a dzieckiem. Cenzurujemy i nie wyjaśniamy, dlaczego to robimy. W konsekwencji dziecko kieruje się modą, nie zna innych gier, niż te hucznie reklamowane. Dlatego, że rodzic ochoczo poleca dziecku książki lub filmy, lecz w świecie gier się nie odnajduje. Jedynie nakłada kolejne zakazy.

To przykre, ale pokazanie dowodu przy próbie kupna gry nie załatwi sprawy. Czy nieletni palą papierosy? Czy piją alkohol? Sprzedawcy mają obowiązek pytać o dowód osobisty, jednak nadal nie stanowi to wystarczającej przeszkody dla dziecka. Co więcej, zakaz działa odwrotnie – kupienie alkoholu czy papierosów jest wyzwaniem i nieletni chętnie sprawdzają swoje możliwości naginania przepisów. Zakazany owoc smakuje lepiej, a zrównanie gier wideo z używkami, nie jest najszczęśliwszą drogą edukacji społeczeństwa. Jednak odsuńmy chwilowo rozważania na temat zaangażowania rodzica w świat zainteresowań dziecka i przyjrzyjmy się samemu pomysłowi “gier na dowód”.

Odpowiedzialność za wychowanie, edukację i kontrolę dziecka chętnie przenosimy na inne instytucje. W tym przypadku Pani Rzecznik chce tę odpowiedzialność przenieść głównie na sklepy, a konkretnie sprzedawców. Sklepy, które nie monitorują sprzedaży książek, płyt czy filmów – a przecież nie wszystkie książki są baśniami, nie wszystkie filmy opowiadają radosne historie i nie wszyscy wokaliści śpiewają o pięknie tego świata. W związku z tym nie wszystkie książki, filmy czy płyty są dla dzieci. Wprowadzenie “gier na dowód” będzie dużo większym wabikiem dla nieletnich niż w oczach Panią Lipowicz są teraz oznaczenia PEGI. Co zrobi dziecko, które będzie chciało zagrać w grę dla dorosłych, kiedy rodzice kategorycznie zakażą, nie wyjaśniając swojej decyzji, a potajemna próba kupna zostanie udaremniona przez sprzedawcę? Otóż dziecko nielegalnie ściągnie grę z sieci. Stracą na tym wszyscy: dziecko, rodzice, sklep i twórca gry.

3-monkeys

Co więcej, proponowane przez Panią Rzecznik rozwiązanie jest niemożliwe do wprowadzenia w przypadku zakupów cyfrowych. Problemu nie rozwiązuje podanie daty urodzenia w profilu użytkownika; datę można zmienić lub zmyślić. Nawet ustawienie kontroli rodzicielskiej na platformie Steam, która pozwala blokować kupno gier, a nawet wyszukiwanie gier przeznaczonych dla starszych graczy, nie rozwiązuje problemu. Gry zawsze można kupić na platformach aukcyjnych, na których nikt nas nie pyta o dowód lub, ponownie… ściągnąć nielegalnie.

Jedynym rozwiązaniem, które da wymierne korzyści dla każdej ze stron jest edukacja społeczeństwa. Nie cenzura, nie zakazy, nie wprowadzanie kolejnych etykiet na pudełkach czy przepisów. Dopóki rodzic nie otrzyma rzetelnej informacji na temat gry, dopóty nie będzie potrafić pomóc dziecku w wyborze dobrych gier, które będą świetną rozrywką. Dopóki My, dorośli, nie podejmiemy dużo większego wysiłku i nie zaczniemy rozmawiać, nie mamy co liczyć na to, że kolejne zakazy czy piętnowanie gier przyniesie jakiekolwiek pozytywne efekty.

Pamiętajmy, że większość gier skierowana jest do dorosłego odbiorcy – to on jest konsumentem, który ma pieniądze, aby tę grę kupić. Wysokobudżetowe gry, wielomilionowe produkcje tylko dla dzieci niemal nie istnieją. Jeśli twórca gry decyduje się na zrobienie głośnej, drogiej w produkcji gry z ogromnym budżetem marketingowym dla nieco młodszych, zwykle dba o to, aby tytuł był grą dla całej rodziny, nie tylko dla maluchów (przykłady: Rayman Legends, seria Zelda). To są najnormalniejsze w świecie decyzje biznesowe podyktowanie rozsądkiem. W końcu gry są produktem, który owszem, ma dostarczyć rozrywki, ale dobrze by było, gdyby się zwrócił i zarobił na utrzymanie firmy, prawda?

Może zamiast wydawać grube pieniądze na kolejne ustawy, należy poza edukacją społeczeństwa, zachęcić rodzimych twórców do odkrycia i wzbogacenia oferty gier rodzinnych lub dla dzieci? Dotacje na dobre pomysły, na marketing. Współpraca ze specjalistami, konsultacje z udziałem dzieci. Aktywne podejście do problemu i pokazanie alternatywy będzie dużo lepszym pomysłem, niż nakładanie kolejnych zakazów.

Na koniec pragnę podzielić się z Wami dość utopijną inicjatywą. Wierzę, że w pewnej perspektywie czasowej ten pomysł będzie możliwy do zrealizowania w Polsce. Gdybyśmy potrafili jako społeczeństwo potraktować gry na równi z innymi dziełami sztuki, problem mógłby zostać opanowany. Gdyby na początek stworzyć coś na wzór współczesnego kanonu lektur… poradnika, w którym zebrane zostałyby najciekawsze gry, ze wskazówkami dotyczącymi treści, grupy wiekowej. Gdyby następnie wprowadzić gry do szkół i omawiać ich walory artystyczne na równi z (często zaniedbywanym) malarstwem czy komiksem, poezją, prozą, muzyką? Wiele gier może pochwalić się światem nakreślonym z zegarmistrzowską precyzją czy bohaterami, których losy fascynują miliony osób na całym świecie. Gry podobnie jak książka, film, obraz, piosenka opowiadają historię – dobrze byłoby zestawić je ze sobą i porównać, w jaki różny sposób, w zależności od środków, jakimi dysponuje twórca można mówić o miłości, przyjaźni, bohaterstwie, strachu. Zdaję sobie sprawę, że opisana wizja jest przedsięwzięciem na lata. Tytuły musiałby być stale aktualizowane, zakładałoby to włączenie gier do bibliotek publicznych, znalezienie nauczycieli, którzy dysponowaliby odpowiednią wiedzą, czy chociażby kupienie sprzętu, na którym możliwe byłoby granie w gry sprzed lat.

Mimo wszystko uważam, że nawet najmniejszy krok w kierunku edukacji społeczeństwa jest cenniejszy niż kolejna regulacja prawna, która ureguluje problem jedynie w Dzienniku Ustaw. Zmiana postaw zachodzi w ludziach, a nie na papierze.

6 KOMENTARZE

    • Temat był już poruszany wielokrotnie, jednak non stop powraca. Teraz ponownie rozpoczynamy tę samą dyskusję z powodu kolejnego listu Pani Rzecznik i zbliżającej się debaty w Ministerstwie Gospodarki, na którą się wybieramy 🙂

  1. Ten problem nazywa się PEGI i każda gra posiada oznaczenia dotyczące wieku i rodzaju treści. Więc może warto po prostu edukować rodziców? Na szczęście coraz więcej osób w wieku 30-40 lat gra więc wiedzą co mogą, a czego nie mogą kupić swojemu dziecku. Inna sprawa, to przestrzeganie tego by małoletni człowiek mógł lub nie mógł kupić gry dla lub nie odpowiednie dla siebie.

    • Jestem tego samego zdania, co zresztą wyraźnie zaznaczyłam 🙂 Owszem, same PEGI to za mało, dlatego też potrzebujemy szerokiego wsparcia, również rządowego, a nie zakazów czy ustaw. Kijem jeszcze nikt nie wychował, co najwyżej zastraszył.

  2. Nie całkiem się z Tobą zgadzam. O ile “gry na dowód” są pomysłem kretyńskim i ukazuje nasz XIX-wieczne myślenie w kwestii prawodawstwa, o tyle z “kanonem lektur” już mocno poleciałaś 🙂 Oczywiście fajnie by było, bo gry są dziełami kultury itp… Ale gry są zupełnie innym medium. Tak naprawdę mało jest tytułów o wartej uwagi fabule i ciekawie nakreślonych postaciach. Większość dorównuje w kwestii historii kinowym blockbusterom. I mówi to gracz z ponad 20-letnim stażem. Obecnie praktycznie tylko małe tytuły idą w jakąś ciekawą historię i oryginalną narrację (“Ori and the Blind Forrest”, “Hotline Miami”), choć zdarzają się wyjątki (“Star Wars KOTOR”, “The Evil Within”, seria “Souls” i “Gothic”). Mimo wszystko większość tytułów powiela schematy z filmów, albo wręcz jest rozwinięciem dzieł literackich i filmowych.
    Druga kwestia to sam proces grania. Są ludzie, którzy w ogóle się do tego nie nadają. I nie mówię tu o jakimś hejcie na każuali. Niektórzy nie są w stanie ogarnąć prostego sterowania i “choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów” nie będą w stanie ukończyć “Little Big Planet”. Gry nie są dla wszystkich i należy to przyjąć. Tak jak nie dla wszystkich jest piłka nożna, gimnastyka, czy jazda samochodem.
    Ostatnia kwestia to granie w starsze tytuły. Mimo obecnej mody na retro wielu ludzi, którzy jarają się tym przeokrutnie odbijają się od archaicznej grafiki, czy co gorsza mechanik rozgrywki. Niestety o ile “Casablancę” obejrzy się bez większej krzywdy dla wzroku i psychiki, tak “Alone in the Dark”, czy “GTA 3” mogą zaboleć. Gry są tą dziedziną kultury, która starzeje się bardzo szybko i tak naprawdę w Twoim pomyśle zastosowanie miałyby chyba jedynie dobrze poprowadzone “Let’s play’e” i naprawdę ogarnięci nauczyciele (o których u nas ciężko).
    Na koniec kropelka miodu do tej czary goryczy 🙂 Bardzo mi się podoba to co robisz i mam nadzieję, że nie ustaniesz w staraniach edukacji naszego polskiego podwórka. Gry potrzebują dobrych ambasadorów, a Ty jesteś jedną z najlepszych możliwych kandydatek na to stanowisko 🙂 Pozdrawiam.

    • Cześć! Dziękuję za miłe słowa. Nie zauważyłam czary goryczy, musi być niezwykle mała 🙂
      Nie bez powodu napisałam o czymś na kształt kanonu lektur, nie o dosłownym kanonie. To musiałby być początkowo multimedialny opis gier dla nauczycieli, głównie fabularnych, w którym zostałyby wskazane analogie między tematami poruszanymi w grach i w innych dziedzinach sztuki.
      Zgoda – nie wszystkie gry “nadają się” do włączenia do szkół i przywoływania na lekcjach. Podobnie zresztą jak nie wszystkie książki, filmy czy obrazy wszelkiego rodzaju, prawda? Tak jak parę lat temu niektórzy stukali się w głowy słysząc, że jakakolwiek gamifikacja (gamifikacja, a co to?:P) przeniknie do szkół, jakiekolwiek gry (słabe, bo słabe, okej) pojawią się na lekcjach, tak teraz podobnie wygląda sprawa z uznaniem gier za dziedzinę sztuki. Nie wątpię, że gry, podobnie jak komiks, w końcu zostaną dostrzeżone. Wtedy kolejnym, naturalnym krokiem będzie ich pojawienie się podczas dyskusji na lekcjach historii czy języka polskiego. Absolutnie nie piszę tutaj o omawianiu gier na lekcjach – to byłoby pomyłką.
      Zauważ proszę, że nauczyciele również dorastają, kadra się wymienia. To już nie są czasy, w których jedynie nauczyciel informatyki potrafi włączyć komputer 🙂 Szczęśliwie pojawia się coraz więcej nauczycieli, dla których gry nie są tematem tabu.
      Myślę, że na obecnym etapie można posiłkować się grami w edukacji. Bardzo fajnie mogą zainteresować ucznia. A dzięki pracy chociażby GOGa nawet te starsze tytuły będą starzeć się nieco wolniej, a wręcz zyskają nową młodość. Większym problemem jest w tym kontekście zainteresowanie dziecka malarstwem – ono dopiero szybko się starzeje 🙂
      Jestem dobrej myśli, damy radę!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ