Niewygodny fenomen, czyli… o co chodzi w Pokémon Go?

niewygodny-fenomen-pokemon-goPokémon Go – przełomowa gra, która po raz pierwszy na tak szeroką skalę wykorzystuje rozszerzoną rzeczywistość, wzbudza skrajne emocje. Gorąca dyskusja nie toczy się jedynie wśród graczy i w branży gier, a właściwie na całym świecie, w każdej grupie zawodowej, społecznej, na wsi i w miastach. O co w tym wszystkim chodzi?

Pokémon Go jest darmową aplikacją na telefony z systemem Android i iOS. To gra firmy Niantic, która w ogromnym skrócie polega na łapaniu i ulepszaniu Pokémonów – kieszonkowych potworków. Jest pierwszą odsłoną popularnej serii Pokémon na telefony i tablety. Na punkcie Pokémon Go oszalał cały świat – według SensorTower grę pobrano już ponad 75 milionów razy (dane z 25 lipca 2016 r.). To absolutny rekord w świecie gier mobilnych – Pokémon Go zdeklasowało nawet popularną Candy Crush Jelly Sagę. W Polsce Pokémon Go święci triumfy. Z łatwością miniemy na ulicy osoby, które zatrzymały się na chwilkę, aby złapać kolejnego Pokémona lub zmierzyć się w Gymie. Czym? Wybaczcie, już tłumaczę.

Gracz, zwany w tym wypadku trenerem Pokémonów, może nie tylko kolekcjonować wesołe stworki, ale również wystawiać je do walki w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach na mapie (w tak zwanych Gymach). Na mapie rozrzucone są też tak zwane Pokéstopy, za których odwiedzenia dostajemy punkty doświadczenia (skrót: EXP, z ang. experience) i przedmioty pomocne przy łapaniu Pokémonów. Magia Pokémon Go opiera się na stałym połączeniu z systemem nawigacji GPS i obrazem z kamery telefonu. Do tego wszystkiego potrzebny jest również stabilny internet. Jeśli wasze dziecko gra w Pokémon Go, koniecznie sprawdźcie swoje i waszych pociech pakiety danych – Pokémony wymagają stałego połączenia z internetem, co oczywiście odpowiednio kosztuje.

Widok gry odzwierciedla w dużym uproszczeniu schematy ulic, po których się poruszamy i budynków, które mijamy. Pokemony lokowane są losowo, aczkolwiek na ich pojawienie się duży wpływ ma zagęszczenie ludności na danym obszarze. Stąd zdecydowanie więcej zabawy będą mieli mieszkańcy większych miast niż malutkich wiosek.

Chociaż od oficjalnej premiery gry w Polsce minęły już 3 tygodnie i gorące wiadomości pojawiają się coraz rzadziej, to jednak nadal nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pokémon Go już na zawsze pozostanie niewygodnym fenomenem. I jak to zwykle z tego typu zjawiskami bywa, również w przypadku Pokémon Go byliśmy, jesteśmy i będziemy świadkami całego wachlarza ludzkich reakcji. Również tych skrajnych.

13668952_1201151119895090_8922803800420527047_n

Zdziczały i nieobecny gracz Pokémon Go?

Duży dzieciak, który nie dba o bezpieczeństwo swoje i innych – takie określenia często padają pod adresem graczy Pokémon Go. Od premiery gry słyszeliśmy już o śmiertelnym wypadku, postrzeleniu gracza, kierowcach łapiących Pokémony podczas jazdy samochodem i innych niebezpiecznych incydentach. Lotnisko Chopina w Warszawie apelowało do graczy o zwracanie uwagi na znaki ostrzegawcze i nie wchodzenie do stref zakazanych. W USA zdenerwowany właściciel apelował, żeby nie wchodzić na jego teren prywatny w poszukiwaniu Pokémonów. To tylko promil sensacyjnych nagłówków z gazet, które wydawać by się mogło, jednoznacznie oceniają grę jako niebezpieczną.

Tymczasem mamieni sensacyjnymi nagłówkami zapominamy, że tak naprawdę mamy do czynienia z osobami, które w ogóle nie powinny sięgać po tego typu gry. Jeśli ktoś nie wie, jak oddzielić fikcję od rzeczywistości, nie potrafi sprawdzić, czy przypadkiem nie nadjeżdża samochód, nie umie ocenić, czy wychylanie się na moście, aby złapać stworka nie jest zbyt ryzykowne, wreszcie – prowadzenie samochodu i jednoczesne granie uważa za coś nieszkodliwego… to niezmiernie mi przykro, ale powinien poważne zastanowić się nad sobą. Gra nie jest tutaj niczemu winna. Skoro na ponad 75 milionów pobrań aplikacji tylko ułamek promila graczy na własne życzenie stwarza zagrożenie dla siebie i innych, to zdecydowanie nie jest to “zasługa” Pokémon Go, a bezmyślności osób dopuszczających się takich czynów. To te same osoby, które zaczytane w najnowszej powieści nie zauważają czerwonego światła lub wysokiego progu, a przecież nikt nie wini za to książek. To nie gra. To ludzie i ich brak odpowiedzialności.

Szczęśliwie ostatni miesiąc obfitował również w pozytywne wydarzenia związane z Pokémon Go. Wiceprezydent Warszawy z okazji 61 urodzin Pałacu Kultury i Nauki funduje wabiki na Pokémony, fundacja WWF wykorzystuje Pokémon Go, aby zwrócić uwagę na problem zagrożonych gatunków zwierząt i… miliony młodych osób wychodzą na zewnątrz, aby wspólnie grać. Owszem, wychodzą łapać Pokémony, owszem, są krytykowane za to, że bez “głupiej gry” pewnie siedziałyby w domu. Ale czy przypadkiem nie jest istotny powód, a sam fakt i chęć odwiedzenia chociażby parku? W czasach, w których niemal połowa Polaków ma nadwagę, każda porcja ruchu jest pożądana. W czasach, w których zanikają więzi społeczne, coraz więcej relacji międzyludzkich ogranicza się do złożenia życzeń urodzinowych przez facebooka, kontakt z drugim człowiekiem, również tym łapiącym wspólnie z nami rzadki okaz Pokémona, jest na wagę złota. Rozmowa o wspólnej pasji, miło spędzony czas, wreszcie relacja koleżeńska – czy aby nie są to pozytywne aspekty sięgania nie tylko przez młodych ludzi po Pokémon Go? Jasne, można perorować, że dzieciaki nie rozmawiają ze sobą, każde jest wpatrzone w swój ekran telefonu i od niechcenia rzucające półsłówkami, aby zwrócić uwagę na zdarzenie na mapie gry, nie są przykładem wartkiej i inteligentnej rozmowy. Faktyczne budowanie relacji ma oczywiście miejsce często po skończonej grze, przy wymianie doświadczeń, pomysłów, przy zapalaniu się do następnego wspólnego polowania na Pokémony.

Wśród medialnego szumu zdajemy się nie przyjmować do wiadomości, że w grze w Pokémon GO nie ma przecież nic złego. To gra jak każda inna. Owszem, aż taka popularność tytułu nie śniła się chyba nikomu, a już z pewnością żadne z nas nie spodziewało się, że gra mobilna w “łapanie stworków” pochłonie tyle milionów ludzi na całym świecie. To nie zmienia jednak faktu, że mamy do czynienia z grą, która z założenia ma bawić i wciągać. To, że kogoś wciąga za bardzo jest już dyskusją o samodyscyplinie gracza i jego priorytetach w życiu. Równie dobrze wypadki, w których ofiarami padli zagrani trenerzy Pokémonów, mogły przydarzyć się oglądającemu film na tablecie czy rozmawiającemu przez telefon podczas prowadzenia pojazdu. Nie ma oczywiście wątpliwości, że gra wciąga, a jeśli trafi nam się wyjątkowo rzadki Pokémon, można przegapić przystanek tramwajowy, na którym miało się wysiąść. Takie są skutki fascynacji medium.

Po raz kolejny powtórzę: nie dajmy się zwariować. Rozmawiajmy z dziećmi i najbliższymi, jeśli czujemy bądź widzimy, że gra wciąga w naszej ocenie za bardzo. Rozmawiajmy również, aby zobaczyć, co takiego fascynuje w Pokémonach bliskie osoby. Dla starszych graczy Pokémon Go to często powrót do czasów młodości, do lat dwutysięcznych, w których z wypiekami na twarzy oglądali na Polsacie Pokémony. Dla niektórych to sposób na zabicie nudy przemieszczając się z punktu A do punktu B. Dla innych to zabawa w kolekcjonowanie: można zbierać znaczki, to dlaczego nie wirtualne stworki? Jest też grupa, która uwielbia rywalizację i za cel stawia sobie podbicie wszystkich Gymów w okolicy. To tylko niektóre powody, dla których Pokémon Go pochłania graczy. Jakiekolwiek te powody by nie były, jak to zwykle bywa, tak również w kwestii Pokémon Go, wskazany jest umiar i zdrowy rozsądek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ